środa, 15 sierpnia 2012

Prolog

Obudzona własnym, przeraźliwym krzykiem, wytarłam mokre od łez policzki. Mój oddech był wyjątkowo szybki; jakbym przebiegła mniej więcej kilometr, dając z siebie wszystko. Czułam, jak drżą mi wszystkie mięśnie, gdy siedziałam przerażona na środku pokoju. Wszystko wydawało się takie obce i nieprzyjazne; miałam ochotę wyjść na zewnątrz, oddalić się, ale wiedziałam, że wtedy byłoby jeszcze gorzej.
Znów słyszałam te głosy, przeraźliwe szepty przeszywające każdej nocy moją głowę. Były to jedynie niewyraźne bełkoty, lecz każdy z nich sprawiał mi ogromny ból. Po tylu nocach nie potrafiłam już nawet odróżnić – psychiczny czy fizyczny. Co więcej, bałam się o tym komukolwiek powiedzieć – gdy tylko brałam tę myśl pod uwagę, one stawały się jeszcze gorsze, jeszcze bardziej nieznośne.
Trzymając się krawędzi łóżka, próbowałam dźwignąć się na nogi, jednak bezskutecznie. Co się ze mną działo w nocy? Wciąż zadawałam sobie to pytanie. W dzień byłam przecież pełna energii, pomimo tego, że już od dobrych kilkunastu miesięcy nigdy nie spałam dłużej niż cztery godziny, a to przecież zupełnie nie podobne do mnie. Zupełnie nie podobne do człowieka, ale opcja, że mogłabym być cyborgiem, monstrum albo inną istotą nadprzyrodzoną z pewnością nie wchodziła w grę.
Podjęłam jeszcze jedną próbę, chociażby wślizgnięcia się na łóżko. Tym razem moją klatkę piersiową przeszył okropny ból. Mimowolnie pisnęłam, krztusząc się powietrzem. Wycieńczona, oparłam plecy o szafkę nocną i starałam się uspokoić. Lewą ręką sięgnęłam nad siebie, w nadziei, że znajdę tam szklankę wody, jednak naczynie było puste. Zaklęłam cicho.
Tej nocy było odrobinę inaczej, niż poprzednich. Może niewiele się zmieniło, jednak przerażał mnie fakt, że wszystko tak bardzo się nasilało. Bałam się, że może być już tylko gorzej. Wiedziałam – powinnam mieć nadzieję, przecież ona umiera ostatnia; ja w to nie wierzyłam. Zamiast nadziei, ostatni umiera człowiek...